PRZECZYTAJ NA NOWEJ STRONIE:
Nie mogę spać. Moje oczy są ciężkie i suche i modlę się do Hypnosa, Piaskowego Dziadka, do kogokolwiek, kto gdzieś tam jest, żeby w końcu zabrali mnie na drugą stronę. Zaciskam powieki, ale nie chcą zostać zamknięte. Wydaje się to nienaturalne, zamykanie ich na siłę, bo sen i tak nie przychodzi. Wstaję. Piję herbatę ziołową. Szukam tabletek na uspokojenie. Krążę po salonie, wymachując rękami. Podskakuję rytmicznie na zimnych płytkach kuchennych. Kolejna herbata. Papieros. Piszę dwa zdania w zeszycie. Otwieram książkę i wpatruję się w strony, próbując nadać słowom sens. Zatrzaskuję ją, wzdychając. Kolejny papieros. Trzy kółka po salonie. Przesuwam palcami po białych klawiszach pianina, próbując przywołać w myślach jakąś melodię. Nie naciskam ich, jest środek nocy. Opieram czoło o zimne okno, wpatrując się w Księżyc. Głupie filmiki na youtube. Przegląd mediów społecznościowych. Powrót do łóżka. Gapienie się w sufit.
Moje myśli
nagle wracają do tego zdania, które powiedziałam milion lat temu, tego dnia, w którym
za dużo wypiłam, do tej osoby, o której chcę zapomnieć, do najgorszej jesieni
mojego życia, do mojego martwego psa, do krzyków mojego świętej pamięci dziadka,
do historii wojennych babci, do setek spraw, o których wcale nie chcę teraz
myśleć. Próbuję przypomnieć sobie wszystkie wiersze, które znam na pamięć. Powtarzam
je w myślach jak mantrę, jeden po drugim, jak z automatu, bez uczuć, bez sensu.
Opowiadam sobie historię, opowiadam sobie wiele rzeczy, żeby wyprzeć te myśli,
zepchnąć je do tyłu głowy.
Sprawdzam telefon. Dwadzieścia pięć
godzin od ostatniego snu. Pięć godzin snu do budzika. Liczę ile zostanie, jeśli
zasnę za 20 minut. Powtarzam liczenie, kiedy już miną. Powtarzam, co jakiś czas
w miarę jak wskazówki zegarka przesuwają się leniwie. Uderzam pięścią w ścianę.
Krzyczę bezgłośnie w poduszkę. Przewracam
się z boku na bok. Patrzę jak słońce wschodzi. Myślę, jak przetrwać dzień bez
spania. Stresuję się. Ile minie, zanim znów będę mogła spać spokojnie? Próbuję
dojść do tego, dlaczego właściwie nie mogę zasnąć. Dlaczego czuję się
przerażona, skoro nie ma się czego bać?
Przecieram oczy tak mocno, że zaczynają boleć. Wykopuję
kołdrę z łóżka. Zwalam winę na pełnię księżyca. Dwie kawy. Licz godziny, nie myśli. Mówię sobie. Licz uśmiechy w autobusie. Nie myśl o spaniu. Nie myśl o tym, ile snu
musi ci braknąć, zanim zaśniesz na stojąco. Nie myśl o tym, czy nie przegapisz
za chwile przystanku. Nie myśl, nie myśl, nie myśl.
Czasem chciałabym nie myśleć. Czasem
chciałabym po prostu spać. Ale bez myśli nie byłoby tych słów. Bez bezsenności
nie byłoby myśli. Kiedyś przejdzie i znów zasnę, a sny przestaną być zbyt
krótkie i zbyt wyraźne. A słowa zostaną już na zawsze.