PRZECZYTAJ NA NOWEJ STRONIE:
Poznałam w życiu kilka pijawek. Nie takich z królestwa zwierząt, małych, czarnych wysysaczy krwi. Poznałam pijawki naszego własnego gatunku, które zamiast krwi wysysają z innych życie. Słowo po słowie. Czyn po czynie. Jestem pewna, że znacie jakąś pijawkę. Może ukrywa się pod pseudonimem znajomego albo przyjaciela. Może jesteście z jedną w związku. Może macie taką w rodzinie.
Problem z
pijawkami jest taki, że świetnie się maskują. Z reguły są inteligentne, lub po
prostu świetne w czytaniu ludzi. Szybko poznają nasze słabości, wyciągają z nas
informacje na nasz temat, które później używają przeciw nam. Czasem są to
mistrzowie manipulacji, którzy nie boją się posunąć do ekstremalnych czynów,
tylko po to, żeby zatrzymać nas przy sobie. Wiedzą, jak wlać w nas swoją
truciznę. Wiedzą, jak pociągać za sznurki. Wiedzą, jak dostać wszystko, to co
chcą.
Pijawki
dzwonią do ciebie, kiedy coś potrzebują. Małe pijaweczki potrzebują tylko
pożyczyć książkę czy coś skserować. Większe chcą pieniędzy. Te najgorsze z
kolei odzywają się tylko, kiedy w ich życiu coś idzie nie tak. Zrzucają na
ciebie ciężar swoich problemów. Kiedy nie jesteś im już potrzebny, wyrzucają
cię ze swojego jeziora. Utopią cię w nim znowu, kiedy znów będą cię
potrzebować. Nie dają za wiele w zamian. Często nawet nic. Ale mimo wszystko
trudno jest uwolnić się z ich przyssawek.
Przyjaźniłam
się z pijawką. Kilka lat zajęło mi odkrycie, że należy do tego gatunku. Pijawka porzuciła mnie kiedyś bez słowa. Odezwała
się dopiero, kiedy w jej stawie zrobiło ciemno i zimno. Kiedy potrzebowała
uwagi i rozrywki. Opowiadała mi o tym, jak jej ciężko, bo w wodzie brakuje
ostatnio ryb. O tym, jak nie ma ochoty już dalej w nim żyć. Wlewała mi w myśli
swoje historie i problemy. Chciała, żebym pomogła jej je rozwiązać. Wybaczyłam
pijawce. Smuciłam się razem z nią. Martwiłam się o nią. Sprawdzałam, czy
niczego jej nie brakuje. Zaglądałam do jej stawu. Wierzyłam w jej słowa i
obietnice. Ale w końcu pijawka przestała mnie potrzebować. Zamilkła. Tym razem
nie pozwolę jej odezwać się ponownie.
Całe szczęście nigdy nie związałam
się z jedną z nich. Ale od lat obserwuje związek bliskiej mi osoby z wysysaczem
życia. Czasem słyszę też o tego typu pijawkach od znajomych. Powoli zaczynam
rozróżniać już ich gatunki. Są pijawki grożące – takie, które, kiedy coś nie
idzie po ich myśli przekraczają wszelkie granice. Grożą odejściem czy nawet samobójstwem.
Pijawki dołujące – które wmawiają ci, że bez nich jesteś niczym. Pijawki-wymówki
– które na wszystkie swoje czyny mają jakieś usprawiedliwienie.
Pijawki-izolatki – które odciągają cię od wszystkiego co kochasz, chcąc żeby
cała uwaga skupiała się na nich. Pijawki
męczenne – które zawsze odwrócą kota ogonem tak, żeby to one wyszły na te
poszkodowane. Czasem te gatunki łączą się ze sobą. Wszystkie z nich więcej
biorą, niż dają. Patrzą tylko na własne uczucia. Rzadko przepraszają. Wiedzą,
jak wywołać w nas poczucie winy. Czasem zastanawiam się, czy pijawki nie mają jakiegoś
defektu emocjonalnego.
Najgorsze jest to, że pijawki często pozostają
bezkarne. Potrafią wyssać z nas wszystko aż do cna i zostawić bez zmrużenia oka. Nasz ból spływa po ich lepkich
ciałach. Są głuche na nasze słowa. Bez
emocji odpływają w drugą stronę. Później z łatwością znajdują nowe ofiary. Chcą tylko przetrwać. Znajdują nowe źródło
życia – nową krew do wyssania.
Wystrzegajmy się pijawek. Nauczmy się
je rozpoznawać. Nie pozwólmy im odbierać nam czasu i myśli. Nie pozwólmy im
zabierać nam życia. Nie pozwólmy im doprowadzać nas do granic wytrzymałości.
Dbajmy o samych siebie. Posypmy pijawkę solą. Oderwijmy ją od skóry. Niech
wraca do swojego stawu. I zapomnijmy gdzie on się znajduje. Nie warto pamiętać.
Faktem jest, że takie pasożyty istnieją. Często jednak jest to symbioza. Zabawa polega na tym żeby nie dawać się osłabiać. Żyj i pozwól żyć. Niestety nie da się żyć bez pasożytów. Po prostu nie można im pozwolić nas zniszczyć.
OdpowiedzUsuń