piątek, 15 marca 2019

Winni upodobań


PRZECZYTAJ NA NOWEJ STRONIE:

Ostatnio często czuję, że wciąż muszę przepraszać za to co lubię lub nie. Nie cierpię, kiedy mówię coś w stylu „Lubię Taylor Swift” albo „Myślę, że rodzina Kardashianów jest zabawna” a mój rozmówca kręci nosem i patrzy na mnie, jakbym była niespełna rozumu. Ostatnio, kiedy to się zdarzyło, zaczęłam się nad tym zastanawiać i zdałam sobie sprawę, że często robię to samo. Zdarzało mi się oceniać innych, dlatego, że lubią techno, bo uważam, że w tej muzyce nie ma ani grosza duszy. Przewracałam oczami, kiedy słyszałam o FAME MMA, bo nie uważam tego za warty uwagi rodzaj rozrywki. Powstrzymywałam się od komentarza, słysząc jak ktoś wychwala 50 twarzy Greya. Ale kim ja jestem, żeby mówić ludziom, co powinni lubić, czego słuchać, co oglądać i czytać?
            W języku angielskim mówią na to guilty pleasure. Grzeszna przyjemność. Choć w dosłownym tłumaczeniu jest to przyjemność, której jesteśmy winni. Dziwne wyrażenie, bo niby dlaczego powinniśmy czuć się winni z powodu naszych upodobań? Dlaczego mamy wstydzić się czegoś, co daje nam radość? Dlaczego mamy wyrzekać się tego, co pomaga nam oderwać się od codzienności? Nie oceniajmy innych z powodu tego, co lubią. Nasze słowa mogą im to odebrać.
            Pamiętam, że kiedy miałam 12 czy 13 lat kochałam czytać wszelakie powieści dla nastolatek. Były wakacje i właśnie dorwałam nową część „Pamiętników Księżniczki” jednej z moich ulubionych wówczas serii. Czytałam wtedy znacznie więcej niż teraz, łykałam po kilka książek w tygodniu. Nad morzem był z nami wtedy znajomy. Wykształcony facet, lekarz, którego słowa zawsze brzmiały mądrze i górnolotnie. Spojrzał na kolorową okładkę mojej książki i powiedział, że nie mogę nazwać się fanką literatury, skoro czytam taką szmirę. Stwierdził, że powinnam przerzucić się na Paulo Coelho. Wzięłam to do siebie. Pomyślałam – jest starszy, mądrzejszy, bardziej doświadczony. Musi mieć rację. W przeciągu następnego miesiąca przeczytałam Alchemika, Bridę, Weronika postanawia umrzeć i Jedenaście minut. Jeśli nie czytaliście tej ostatniej, powiem tylko, że opowiada o losach prostytutki w Genewie. Nie zbyt odpowiednia lektura dla trzynastolatki. Ale przebrnęłam przez wszystkie te książki z determinacją, chociaż nudziły mnie okropnie i nie rozumiałam połowy tekstu. Później przez długi czas czułam, jakbym nie mogła powiedzieć złego słowa na ich temat, bo ktoś, kto mógłby zostać uznany za autorytet, powiedział mi, że są świetne. Nie obnosiłam się już z tym, że czytam przeróżne serie dla nastolatek. Zaczęłam czuć się winna, że je lubię. Z całym szacunkiem do fanów Paulo Coelho, ja z tych książek nie wyniosłam za wiele (a próbowałam czytać je ponownie, gdy byłam już dorosła). Za to Pamiętniki Księżniczki dały mi wtedy bardzo dużo – pomagały mi dorastać i zrozumieć tematy, których nie poruszano w szkołach, bo dziesięć lat temu zajęcia z edukacji seksualnej były totalną abstrakcją. Poza tym, pozwalały mi uciec od moich problemów, poradzić sobie z tym co działo się w domu, czy w szkole.
            Zastanówcie się jak często zaczynacie zdanie od: Wiem, że to głupie ale lubię… Może to dziwne, ale mi podoba się… Słucham tego tylko dla beki… Oglądałam przez przypadek… Czasem jeszcze zanim coś powiemy, już czujemy potrzebę usprawiedliwienia się. Tylko dlatego, że boimy się, że ktoś nas osądzi. A później sami też osądzamy innych, często nieświadomie. Teraz, kiedy przypominam sobie historię o nieszczęsnym Paulo Coelho, zdaję sobie sprawę, że może faktycznie naszym głupim komentarzem możemy popsuć komuś zabawę. Zwłaszcza dziecku, które widzi w nas autorytet. Pozwólmy im odkrywać świat po swojemu. Nie zabierajmy innym źródła radości.
            Dlatego, jeśli czujesz się winny swoich upodobań – przestań. Powiedz to, bez żadnych ale, bez usprawiedliwień i wyjaśnień. Tak, lubię Britney Spears. Czasem do obiadu oglądam stare odcinki Lizzie McGuire czy Odlotowych Agentek – mimo, że dawno powinnam z nich wyrosnąć. Uwielbiam powieści Johna Greena. Nie znoszę Paulo Coelho. Cieszę się jak dziecko, kiedy w antykwariacie dorwę stare komiksy Kaczora Donalda. I czasem zamiast porządnego serialu czy filmu dokumentalnego, włączę sobie Z kamerą u Kardashianów. Nie zawsze musimy czytać i oglądać, to co świat uważa za wybitne i warte uwagi. Dopóki uważasz, że jest to warte twojej uwagi i czyni cię to szczęśliwym – opinia świata nie jest już ważna.  
            Szanujmy siebie nawzajem. Cieszmy się z naszej różnorodności. Nie chciałabym przyjaźnić się z ludźmi, którzy lubiliby wszystko to samo co ja, zgadzali się z każdą moją opinią. Świat byłby nudny, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami. Nie wstydźmy się być sobą. Nie przepraszajmy, za to, kim jesteśmy. I nie oceniajmy innych przez to, co im się podoba. Pozwólmy sobie nawzajem czerpać garściami z tego, co daje nam ten świat. Bez granic. Bez osądzania.  



3 komentarze:

  1. Czasem zapomina się o tym co tak naprawdę daje nam radość w życiu, co jest ważne, czym przejmować się warto, a czym nie. Zapomina się o tym, że warto żyć, po prostu żyć i nic więcej. Przypomniałaś mi o ważnej rzeczy, którą praktykować będę częściej: nie oceniać ludzi, nie analizować. Trzymać się przyjaciół i pisać swój własny scenariusz ��

    PS. Fajnie jest relaksować się w wannie i przeczytać tekst prosto z serca, który skłania do refleksji.

    Twoja na zawsze fanka 💐

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo celne spostrzeżenia. Cały temat jest bardzo szeroki, jeśli spojrzeć nie tylko pod względem rozrywki, ale takich spraw jak polityka, przekonania czy nawet religia. Szufladkowanie to nasz sport Narodowy. Pozdrawiam Panią Serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak. Wolimy oceniać innych, niż spojrzeć na samych siebie. Również pozdrawiam :)

      Usuń