PRZECZYTAJ NA NOWEJ STRONIE:
Nie znoszę pogawędek. Nie wiem nawet, czy można to tak nazwać, ale tak właśnie słownik tłumaczy mi angielskie wyrażenie „small talk”. Dosłownie - mała rozmowa. I jest to idealne określenie, bo takie konwersacje zazwyczaj do naszego życia wnoszą bardzo mało. I nie chodzi mi tu tylko o rzeczy typu: Ładna dziś pogoda. Ale się rozpadało. W końcu weekend. Nie znoszę też tych wszystkich suchych pytań, jakie ludzie zadają ci przy pierwszych paru spotkaniach. Gdzie pracujesz? Ile zarabiasz? Co robią twoi rodzice? Masz samochód? Gdzie chodziłaś do szkoły? Boże, dlaczego tak bardzo obchodzą ich takie głupie informacje? Czy naprawdę pozwala im to mnie poznać? Bo przecież to, gdzie pracuję, nie mówi o mnie za wiele. A jak mało ludzi spyta później: Lubisz swoją pracę? Zawsze chciałaś to robić? Jak wiele spyta: Jakie jest twoje ulubione wspomnienie z liceum? To już chyba mówi coś więcej o człowieku, prawda? Ale ludziom wystarczają suche fakty. Nie potrzebują więcej pytań.
Jeśli
chcesz mnie poznać zapytaj mnie o deszcz. Nie o to czy jutro będzie padać.
Spytaj czy lubię zapach deszczu w maju. Spytaj co robię w deszczowe wieczory.
Nie pytaj gdzie pracuję, ale jakie mam marzenia. Nie pytaj, co robią moi rodzice,
ale czego nauczyli mnie w życiu. Zamiast wyciągać ze mnie ile zarabiam, spytaj
co sprawia, że jestem szczęśliwa. Nie pytaj co jadłam na obiad. Spytaj jaki
byłby mój ostatni posiłek, gdybym za chwilę miała pożegnać się ze światem. Nie
pytaj o religię, ale o moją filozofię życia. Nie pytaj czy podobała mi się dana
książka, ale jakie wyciągnęłam z niej wnioski. Nie pytaj o politykę, ale o to o
jaki chcę walczyć świat.
Czy
nie brzmi to lepiej, ciekawiej? To działa w dwie strony. Nie opowiadaj mi o
swojej pracy biurowej. Powiedz, co robisz kiedy wracasz do domu, co sprawia, że
zapominasz o codzienności. Nie mów o tym co kupiłeś i ile wydałeś. Zamiast tego
powiedz mi, kiedy ostatnio zrobiłeś coś po raz pierwszy. Nie obchodzi mnie ile
basenów miał twój hotel na wakacjach i jakie serwowali tam drinki. Powiedz mi
co czułeś, kiedy podczas lotu pojawiły się turbulencje? Powiedz mi o miejscu
jakie tam odkryłeś. Naprawdę nie obchodzi mnie jakim jeździsz samochodem. Czy
kiedyś wsiadłeś do niego i jechałeś w nieznane, bez konkretnego planu? Dokąd
dotarłeś? Opowiedz mi o najlepszym dniu twojego życia. Opowiedz mi o twoim
pierwszym mandacie. Opowiedz mi o tym, jak wpadłeś w tarapaty w liceum. Opowiedz mi o twojej ulubionej porze dnia lub
nocy. Opowiedz mi coś, co powie mi coś o tobie. Opowiedz mi coś, czego nikt o
tobie nie wie. Opowiedz mi cokolwiek chcesz, byle miało to dla ciebie jakieś
znaczenie.
Problem
w tym, że ludzie z reguły nie lubią takich pytań. Może zwyczajnie nie są do
nich przyzwyczajeni. Wolą odpowiadać z automatu. Pracuję w kancelarii. Mam Forda. Byłem na Kanarach. Popieram PO.
Skończyłem Technikum Hotelarstwa. Wolą pytania, nad którymi nie muszą się
zbytnio zastanawiać. Czy sztuka konwersacji zanikła z biegiem czasu? Czy
zgubiliśmy ją w pędzie codziennego życia? Czy może nigdy nie istniała? Może
zawsze woleliśmy ukrywać siebie za zbieraniną suchych faktów. Zacznijmy pytać o
więcej. Zacznijmy patrzeć na świat oczami innych ludzi. Porozmawiajmy o czymś co
odbiega od zwykłej codzienności. Czy nie wystarczy, że musimy zmagać się z nią
dzień w dzień?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzytam Twój kolejny wpis. W tle leci sobie „Sound of silence”. I zgadzam się z Tobą, choć bardzo chciałbym się nie zgodzić, bo lubię się nie zgadzać z ludźmi, ale tak, wiesz... ładnie się nie zgadzać. Żeby móc rozmawiać, dyskutować, toczyć konwersację do białego rana. Jako ludzie zyskaliśmy dystans, a straciliśmy głębię. Zyskaliśmy zabójczy dystans do drugiego człowieka, odgrodziliśmy się od niego ekranem telefonu, komputera. Nasz świat obramowaliśmy w ramki małego ekranu. Zniszczyliśmy sobie perspektywę spojrzenia. Straciliśmy głębię patrzenia na świat, straciliśmy półcienie, nie umiemy rozpoznać kolorów, prócz tych podstawowych. Staliśmy się ludźmi epoki cyfrowej. Jesteśmy zero-jedynkowi. I rozmawiamy z ludźmi, poznajemy ludzi też zero-jedynkowo. Konwersacja, czyli rozmowa przez duże „R” wymaga czasu, wysiłku, skupienia, uwagi, wytrwałości. To po prostu trudna sztuka, a w świecie, w którym szukamy ułatwień na każdym kroku... mało kto chce podnieśc rękawicę. Smutne? Tak, bardzo. Ludzkość właśnie staje się wtórnie niema...
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. Oby więcej ludzi zaczęło się zastanawiać nad głębszymi tematami, otworzyli się na innych, zamiast tylko gonić za pracą i pieniędzmi. Dzięki za komentarz, pozdrawiam :)
Usuń