PRZECZYTAJ NA NOWEJ STRONIE:
Ostatnio często czuję, że wciąż muszę przepraszać za to co lubię lub nie. Nie cierpię, kiedy mówię coś w stylu „Lubię Taylor Swift” albo „Myślę, że rodzina Kardashianów jest zabawna” a mój rozmówca kręci nosem i patrzy na mnie, jakbym była niespełna rozumu. Ostatnio, kiedy to się zdarzyło, zaczęłam się nad tym zastanawiać i zdałam sobie sprawę, że często robię to samo. Zdarzało mi się oceniać innych, dlatego, że lubią techno, bo uważam, że w tej muzyce nie ma ani grosza duszy. Przewracałam oczami, kiedy słyszałam o FAME MMA, bo nie uważam tego za warty uwagi rodzaj rozrywki. Powstrzymywałam się od komentarza, słysząc jak ktoś wychwala 50 twarzy Greya. Ale kim ja jestem, żeby mówić ludziom, co powinni lubić, czego słuchać, co oglądać i czytać?
W
języku angielskim mówią na to guilty
pleasure. Grzeszna przyjemność. Choć w dosłownym tłumaczeniu jest to
przyjemność, której jesteśmy winni. Dziwne wyrażenie, bo niby dlaczego
powinniśmy czuć się winni z powodu naszych upodobań? Dlaczego mamy wstydzić się
czegoś, co daje nam radość? Dlaczego mamy wyrzekać się tego, co pomaga nam
oderwać się od codzienności? Nie oceniajmy innych z powodu tego, co lubią.
Nasze słowa mogą im to odebrać.
Pamiętam,
że kiedy miałam 12 czy 13 lat kochałam czytać wszelakie powieści dla
nastolatek. Były wakacje i właśnie dorwałam nową część „Pamiętników Księżniczki”
jednej z moich ulubionych wówczas serii. Czytałam wtedy znacznie więcej niż
teraz, łykałam po kilka książek w tygodniu. Nad morzem był z nami wtedy znajomy. Wykształcony facet, lekarz, którego słowa zawsze brzmiały mądrze i
górnolotnie. Spojrzał na kolorową okładkę mojej książki i powiedział, że nie
mogę nazwać się fanką literatury, skoro czytam taką szmirę. Stwierdził, że
powinnam przerzucić się na Paulo Coelho. Wzięłam to do siebie. Pomyślałam –
jest starszy, mądrzejszy, bardziej doświadczony. Musi mieć rację. W przeciągu
następnego miesiąca przeczytałam Alchemika,
Bridę, Weronika postanawia umrzeć i Jedenaście
minut. Jeśli nie czytaliście tej ostatniej, powiem tylko, że opowiada o
losach prostytutki w Genewie. Nie zbyt odpowiednia lektura dla trzynastolatki.
Ale przebrnęłam przez wszystkie te książki z determinacją, chociaż nudziły mnie
okropnie i nie rozumiałam połowy tekstu. Później przez długi czas czułam, jakbym nie
mogła powiedzieć złego słowa na ich temat, bo ktoś, kto mógłby zostać uznany za
autorytet, powiedział mi, że są świetne. Nie obnosiłam się już z tym, że czytam
przeróżne serie dla nastolatek. Zaczęłam czuć się winna, że je lubię. Z całym
szacunkiem do fanów Paulo Coelho, ja z tych książek nie wyniosłam za wiele (a
próbowałam czytać je ponownie, gdy byłam już dorosła). Za to Pamiętniki
Księżniczki dały mi wtedy bardzo dużo – pomagały mi dorastać i zrozumieć
tematy, których nie poruszano w szkołach, bo dziesięć lat temu zajęcia z
edukacji seksualnej były totalną abstrakcją. Poza tym, pozwalały mi
uciec od moich problemów, poradzić sobie z tym co działo się w domu, czy w
szkole.
Zastanówcie
się jak często zaczynacie zdanie od: Wiem,
że to głupie ale lubię… Może to dziwne, ale mi podoba się… Słucham tego tylko
dla beki… Oglądałam przez przypadek… Czasem jeszcze zanim coś powiemy, już czujemy
potrzebę usprawiedliwienia się. Tylko dlatego, że boimy się, że ktoś nas
osądzi. A później sami też osądzamy innych, często nieświadomie. Teraz, kiedy
przypominam sobie historię o nieszczęsnym Paulo Coelho, zdaję sobie sprawę, że
może faktycznie naszym głupim komentarzem możemy popsuć komuś zabawę. Zwłaszcza
dziecku, które widzi w nas autorytet. Pozwólmy im odkrywać świat po swojemu.
Nie zabierajmy innym źródła radości.
Dlatego,
jeśli czujesz się winny swoich upodobań – przestań. Powiedz to, bez żadnych
ale, bez usprawiedliwień i wyjaśnień. Tak, lubię Britney Spears. Czasem do
obiadu oglądam stare odcinki Lizzie McGuire czy Odlotowych Agentek – mimo, że
dawno powinnam z nich wyrosnąć. Uwielbiam powieści Johna Greena. Nie znoszę
Paulo Coelho. Cieszę się jak dziecko, kiedy w antykwariacie dorwę stare komiksy
Kaczora Donalda. I czasem zamiast porządnego serialu czy filmu dokumentalnego,
włączę sobie Z kamerą u Kardashianów.
Nie zawsze musimy czytać i oglądać, to co świat uważa za wybitne i warte uwagi.
Dopóki uważasz, że jest to warte twojej uwagi i czyni cię to szczęśliwym – opinia
świata nie jest już ważna.
Szanujmy
siebie nawzajem. Cieszmy się z naszej różnorodności. Nie chciałabym przyjaźnić
się z ludźmi, którzy lubiliby wszystko to samo co ja, zgadzali się z każdą moją
opinią. Świat byłby nudny, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami. Nie wstydźmy się
być sobą. Nie przepraszajmy, za to, kim jesteśmy. I nie oceniajmy innych przez
to, co im się podoba. Pozwólmy sobie nawzajem czerpać garściami z tego, co daje
nam ten świat. Bez granic. Bez osądzania.
Czasem zapomina się o tym co tak naprawdę daje nam radość w życiu, co jest ważne, czym przejmować się warto, a czym nie. Zapomina się o tym, że warto żyć, po prostu żyć i nic więcej. Przypomniałaś mi o ważnej rzeczy, którą praktykować będę częściej: nie oceniać ludzi, nie analizować. Trzymać się przyjaciół i pisać swój własny scenariusz ��
OdpowiedzUsuńPS. Fajnie jest relaksować się w wannie i przeczytać tekst prosto z serca, który skłania do refleksji.
Twoja na zawsze fanka 💐
Bardzo celne spostrzeżenia. Cały temat jest bardzo szeroki, jeśli spojrzeć nie tylko pod względem rozrywki, ale takich spraw jak polityka, przekonania czy nawet religia. Szufladkowanie to nasz sport Narodowy. Pozdrawiam Panią Serdecznie.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. Wolimy oceniać innych, niż spojrzeć na samych siebie. Również pozdrawiam :)
Usuń